-Czuję
się, jakbym odprowadzała cię pod nóż kata. - wyznała ponuro
Ann, gdy po lekcjach szłyśmy do gabinetu pedagog.
-Mam
nadzieję, że nie będzie tak źle... - westchnęłam.
-Mogę
dostać spadku twoją deskę? - rzuciła żartem.
-Nie
umiesz na niej jeździć.
-Może
nareszcie się nauczę. - podsunęła. Zapewniłam, że kiedy będę
w domu, to zadzwonię.
Weszłam
do pokoju i stanęłam jak wryta. Na krześle przy biurku siedział
Draco z dziwną miną.
-Och,
jesteś wreszcie! - kobieta zza biurka klasnęła w dłonie. - Sama
wpadłam na świetny pomysł! - westchnęłam i usiadłam na wolnym
krześle. - Skoro kolega...
-Nowy
– poprawiłam złośliwie. Obydwoje puścili to mimo uszu.
-...był
celem twojego wybuchowego charakteru i temperamentu, to on wymyśli
karę – wbiło mnie w fotel.
Nie,
nie, nie! To nie tak miało wyglądać! Miałam...nie wiem: szorować
stołówkę, odklejać gumy spod ławek, przekładać dach!
A
nie zostać skazana na łaskę (bądź niełaskę) tego całego
Tammarowa.
Na
miłość Boską! Skąd miałam wiedzieć, co mu może przyjść do
głowy?
-Reszta
mnie nie interesuje! - orzekła, wyraźnie z siebie zadowolona. -
Zmykajcie! - posłusznie wyślizgnęliśmy się z jej gabinetu.
Zatrzymaliśmy się dopiero przy jego aucie.
-Słucham...
- warknęłam.
-Trochę
się nad tym zastanawiałam i stwierdziłem, że chyba najlepszym
wyjściem będzie...wspólna kolacja – dokończył.
Myślałam,
że gruchnę o ziemię. Po dłuższej chwili odezwałam się:
-Zapraszasz
mnie na randkę?
-Tak
– odparł spokojnie.
-W
ramach kary?!
-Eee...tak.
Tak można to ująć.
-Nie
zrozum mnie źle, ale może zmywanie naczyń w stołówce nie jest
takim złym pomysłem...
-Wiedziałem
– parsknął śmiechem i pochylił się nade mną. - Ale kara to
kara.
Jutro o ósmej. Pasuje?
-Chyba
sobie ze mnie drwisz!
-A
więc o ósmej. Poproszę twój adres – wyciągnął kartkę i
długopis, a ja niechętnie mu go zapisałam.
Rozważałam
możliwość sfałszowania ulicy, ale równie dobrze mógł o jej
podanie poprosić, dla pewności, pedagog, (co zapewne i tak zrobi)
więc uznałam to za głupi pomysł.
-Do
jutra – uśmiechnął się, zadowolony, bo dopiął swego.
Ruszyłam
przed siebie na desce. Miałam ochotę coś roznieść.
Wparowałam
wściekła do domu.
Wtargnęłam
jak burza pomiędzy łóżko i szafkę nocną w moim pokoju.
Wyciągnęłam z niej sztylet – ten był jak najbardziej ostry i
prawdziwy, nie jak te szkolne. Rodzice na pewno wiedzieli już, co
się stało.
Tylko
o karze nie mieli pojęcia.
Wiedziałam,
że nie będę wysłuchiwać specjalnych kazań. Już dawno
przekonali się, że do mnie nie docierają.
Wybiegając,
zamknęłam z hukiem drzwi mojej sypialni i popędziłam schodami na
dół. Będąc w korytarzu, usłyszałam mamę, która właśnie
stanęła w progu salonu:
-A
ty dokąd się wybierasz? - spytała zrezygnowana, opierając się o
framugę drzwi. Wiedziała, że niewiele podoła.
-Po
obiad – warknęłam, zaciskając mocniej rękojeść sztyletu.
Zatrzaskując
(z jeszcze większym łomotem) drzwi frontowe, popędziłam przed
siebie, topiąc się w zieleni lasu, otaczającego mój dom.
Wiem, wiem, strasznie krótki... ;/ Wiem, ale postaram się: po pierwsze - jakoś je ,,wydłużać", po drugie - dodawać je częściej.
Dziękuję już z góry za każdy komentarz, to dla mnie najważniejsze w całym tym pisaniu - jeśli komentujecie, wiem, że mam dla kogo pisać ♥
Pozdrawiam, trzymajcie się ciepło ;*
Chelly
Chelly
P.S. Jak się podoba nowy wygląd bloga? Trochę nad tym siedziałam... ;D
+zjarzyjcie na mojego drugiego (w zasadzie pierwszego :P) bloga, którego prowadzę z przyjaciółką: http://stayalivejuststayalive.blogspot.com/
Rozdzial moze dosc krotki, ale swietny :* A wyglad bloga na prawde super ! :D :* Tak trzymaj // Klaudia :*
OdpowiedzUsuńZajebisty rozdział a wygląd też jest boski a rozdziały dodawaj jak najczęściej ;)
OdpowiedzUsuńWygląd wyszedł ci super a rozdział jak zwykle świetny ;) czekam na nexta :*
OdpowiedzUsuń:O biste *.*
OdpowiedzUsuń