sobota, 29 czerwca 2013

~3~ Czy kiedykolwiek powiedziałam, że jestem normalna?


Nauczycielki na szczęście jeszcze nie było. Draco udał się do jedynego wolnego miejsca, przy oknie. Ja opadłam na krzesło obok Anyi.
   -I jak tam? - spytała. - Wydaje się słodki...
   -Nieobliczalny, wkurzający głupek – warknęłam. - Wiesz o co spytał? Gdzie mieszkam! Pytał też o tatuaż. O wszystko w zasadzie pytał...Łącznie z tym, czy moje nazwisko świadczy o pokrewieństwie z dyrektorem. A jak się wkurzyłam...
   -Widziałam co zrobił - zaśmiała się. - To urocze.
   -To wcale nie jest urocze, Ann! To...dziwne!
   -I tak twierdzę, że to słodkie - przewróciłam oczami. Dla Anyi wszystko było ,,słodkie” i ,,urocze”. Do klasy wparowała zdyszana pani Cloum. Usiadła za biurkiem, przełożyła papiery i rozejrzała się po klasie.
Znałam to aż za dobrze. Zaraz poprosi kogoś o załatwienie jakiejś sprawy.
I tym kimś będzie Anya Sparks. Jak zwykle. Jako ,,najbardziej godną zaufania uczennicę”, wybierali ją zawsze. Problem w tym, że wcale tego zaufania godna nie była. No cóż...kończyło się na tym, że prawie cała klasa miała odpowiedzi na sprawdziany, które dziwnym trafem Anya miała iść skserować. Tak więc:
   -Anya, czy mogę cię prosić? - posłusznie wstała i skierowała się w stronę
nauczycielki. - Pięćdziesiąt kopii, poproszę - nauczycielka podała jej kartki. 
Jęknęłam - przy tempie pracowania drukarki w naszej bibliotece, będzie tam siedziała pół lekcji. Jak nie więcej.
   -A my dobieramy się w pary! - nauczycielka zwróciła się do reszty klasy.
Jako, że nie byłam duszą towarzystwa, toteż nie miałam zbyt wielu znajomych. W klasie była jedna z tych nielicznych. Dopadłam ławki przede mną.
   -Kate? - spytałam znacząco.
   -Przepraszam, ale... - zaczęła ze skruszoną miną. - ...jestem z Vanessą. - powiedziała to tak smutno, jakby właśnie zabrała mi ostatni kawałek chleba. Cała Kate.
   -W porządku - skuliłam się.
Moja klasa niestety była parzysta. Bez Anyi nie miałam co liczyć na to, że nikogo mi nie przydzielą.
   -Xana, przesiądź się do Draco - oczywiście. Przecież nie mogło być inaczej! Mogłam nawet być z kimkolwiek! Ale oczywiście musiało trafić na nowego... Zgrzytając zębami, ruszyłam w stronę jego ławki. Mieliśmy stworzyć opis krajobrazu. Równie dobrze mogłam napisać go sama.
   -Jakieś propozycje? - spytałam niechętnie.
   -Nie bardzo. Napisz trochę, a ja skończę, dobrze? - skinęłam głową i zaczęłam opisywać las. Zieleń tak głęboką, że można się w niej utopić...
Po chwili oddałam mu kartkę. Zaczął szybko zapisywać jej pustą część. W pewnym momencie odłożył długopis. Spojrzałam na jego fragment. Musiałam przyznać, że był dobry. Podniosłam na niego wzrok, bo aż podskoczył na krześle. Obok, na parapecie właśnie usiadł mój duch.
   -Lulumay! - syknęłam, rozbawiona reakcją chłopaka. Tym razem przeniosła się na ławkę przede mną. Duchom nie wolno było wchodzić do klas. Mogły się pokazywać na przerwach, lekcjach walki i tym podobnych...
   -Co ty tu robisz? - szepnęłam.
   -To twoja lekcja się jeszcze nie skończyła? - spytała zdziwiona.
   -Nie - spojrzałam na zegar. - Jeszcze pięć minut.
   -Och... - zmyła się natychmiast.
   -Dlaczego twój duch...ma taką dużą bliznę na szyi?
   -Widzisz, umarła dość...brutalnie - spojrzał na mnie wyczekująco. - Odrąbano jej głowę - rozdziawił usta. - Toporem - uzupełniłam.
Pierwszy raz, odkąd go zobaczyłam, zaniemówił. Pani Cloum oznajmiwszy, że oceni nasze prace, powitała zdyszaną Anyę. W tym momencie rozległ się dzwonek.
   -Korytarzem na lewo, ostatnie drzwi. Sala gimnastyczna - rzuciłam chłopakowi, a on tylko skinął głową.
   -Co mnie ominęło? - spytała Anya.
   -Musiałam być w parze z Tammarowem... - westchnęłam. Do Ann dołączył jej duch stróż. Był to dużych rozmiarów biały kruk o dość adekwatnym imieniu - Snow. Lulumay pojawiła się zaraz po nim. 
Przerwa nie trwała zbyt długo. Następna była lekcja walki.

...

Panna Velios kazała nam usiąść po turecku.
   -Dzisiaj całą lekcję poświęcimy sztuce koncentracji. Zamykamy oczy, sztylety w dłoń i bez żadnego odzewu. Aż do końca lekcji.
,,Może być" - pomyślałam. ,,Lepsze to, niż fizyka..."
Pomysł ze ,,szkolnymi sztyletami" nie był zbyt dobry. Zrobić nimi specjalnej krzywdy nie mogliśmy, bo niegdy nie były ostrzone, ale zawsze nie było to do końca bezpieczne rozwiązanie.
Moja przyjaciółka zajęła miejsce niedaleko mnie, a Draco przy ścianie.
Po chwili ciszy okazało się, że bawił się komórką. W tej głuchocie doskonale słyszałam jak stuka palcami o ekran telefonu, który za każdym razem wydawał przy tym dziwne dźwięki, co doprowadzało mnie do szału. ,,Uspokój się!” - powtarzałam sobie.
Dziwne, że nauczycielka nie zwróciła mu uwagi. No tak...zapomniałam.
Był NOWY.
A to jest na jakiś czas taryfa ulgowa.
Wydawało się, jakby dźwięki były coraz głośniejsze. Nie mogłam się skoncentrować. Denerwował mnie każdy szczegół, każdy jego detal. Łącznie z tym uśmiechem...
Nie wytrzymałam.
W jednej sekundzie mój sztylet wbił się w ścianę, o którą chłopak się opierał - na oko dwa centymetry przed jego nosem. Wyrwał mu się okrzyk zdumienia.
Wszyscy jak na znak otworzyli oczy. Oprócz panny Velios.
Ona obserwowała nas cały czas.
   -Xana!!! - wykrztusiła. - Co to,do jasnej cholery było?!
Trzeba zaznaczyć, że jako jedyna nauczycielka nie krępowała się przy nas, jeśli chodziło o przeklinanie... Uśmiechnęłam się, a co mi tam. I tak byłam skazana tylko na jedno:
   -Do pani pedagog!! Pędem!!! - zebrałam rzeczy i podeszłam do ściany po swój sztylet. Wyszarpnęłam go. Został ślad. Zaklęłam w myślach.
Wychodziłam z sali, gdy siedząca najbliżej mnie Courtney, mruknęła pod nosem:
   -Wariatka.
Wkurzył mnie tym. Jak zawsze, zresztą. Wymierzyłam sztyletem w jej twarz. Cofnęła się przerażona, a za plecami usłyszałam:
   -Biegiem, Xana!!!
   -Już lecę! - uśmiechnęłam się słodko. Ktoś parsknął śmiechem, ale nie
sprawdziłam kto. Panna Velios uciszyła go tym swoim przerażającym spojrzeniem...
Do pani pedagog miałam już wydeptaną ścieżkę. Według nauczycieli, posyłanie mnie do ojca-dyrektora było nie na miejscu. Tak więc pedagog robiła za mojego osobistego dyrektora (a nie byłam aniołkiem).
Ojciec i tak się o wszystkim prędzej czy później dowiadywał.
   -Dzień dobry - wparowałam do gabinetu.
   -Dzień dobry, Xana - przywitała mnie tym swoim obrzydliwie kojącym głosem, jak u psychologa. - Co tym razem? - westchnęła.
   -Rzuciłam w...w zasadzie PRZED kolegę... - ostatnie słowo ciężko przeszło mi przez gardło, a pedagog uniosła brwi. - ...sztyletem - dodałam.
   -Och, Xana! Co ci przyszło do głowy?! - sama złapała się za swoją własną.
   -Nie chciałam mu nic zrobić! Słowo! - zapewniłam. - Nie jestem aż tak chora. On...zdenerwował mnie.
   -Dlatego postanowiłaś, że rzucisz w niego sztyletem...
   -Przed niego. - poprawiłam. Udała, że tego nie zauważyła.
   -...i to rozwiąże problem. - dokończyła.
   -Proszę pani...Zna mnie pani za długo, aby uważać, że rozważam wszystkie za i przeciw, gdy coś wyprowadza mnie z równowagi.
   -Nie traktujemy cię ulgowo, bo jesteś córką dyrektora, dobrze o tym wiesz...
   -Za dobrze - wtrąciłam złośliwie.
   -Właśnie. Xana, znam cię bardzo długo i wierzę, że nie chciałaś mu zrobić krzywdy. Musisz jednak ponieść jakieś konsekwencje - westchnęłam i teatralnie przewróciłam oczami. - Liczę na to, że pomożesz mi wymyśleć karę?
   -Hmm...Może naprawię tę dziurę, którą...
   -Dziurę?! - ups... Wcześniej jej o tym nie wspominałam. Musiałam jakoś z tego wybrnąć:
   -Dziurę? - starałam się być równie zdziwiona, co ona.
   -Tak, dziurę...powiedziałaś ,,dziurę”, prawda? - zawahała się. O taki efekt mi chodziło.
   -Skąd! - próbowałam się nie uśmiechać.
   -Och, więc się przesłyszałam. To jak? - miałam pustkę w głowie. Zupełnie jak na testach.
   -Dobra, wracaj na lekcję i przyjdź do mnie po zajęciach. Coś wykombinujemy. - powiedziała, kiedy nie odzywałam się przez jakiś czas. Skinęłam głową i wyszłam z jej gabinetu.
Z obojętną miną wtargnęłam z powrotem do sali gimnastycznej. Gdzieś dalej usłyszałam chichot. Zajęłam swoje miejsce i zamknęłam oczy.
   -A ty...co tu robisz?! - usłyszałam przerażoną pannę Velios.
   -Hmm? - otworzyłam oczy. - Ach, tak: Zrozumiałam, że moje postępowanie było niewłaściwe, wyciągnęłam z tego te...no...wnioski i postanowiłam poprawę - wyrecytowałam obojętnie.
   -A co z karą?! - była w szoku. - Rzucasz nożami na prawo i lewo i ujdzie ci to na sucho?! Co ty sobie...
   -Koncentracja proszę pani... - ponownie zamknęłam oczy i powoli złożyłam ręce jak do modlitwy. Zanim moje powieki opadły, zobaczyłam furię na jej twarzy. - Koncentracja... - powtórzyłam.
Anya zakasłała, żeby ukryć rozbawienie. Draco jak zwykle się nie krępował - roześmiał się na cały głos. Nawet mnie to zdziwiło. W końcu w niego zaledwie kilka minut temu było wymierzone ostrze mojego sztyletu.
Nie zwrócono mu uwagi.
Był NOWY.
Wszyscy jednak popatrzyli na niego jak na wariata. Widocznie myśleli podobnie jak ja. Chwilę później zadzwonił dzwonek.
   -Naprawdę ,,ujdzie ci to na sucho”? - szepnęła Anya, gdy wychodziłyśmy z sali.
   -Chyba żartujesz! - prychnęłam. - Przecież ,,rzucam nożami na prawo i lewo”. Na dodatek w nowego.
   -On raczej nie ma ci tego za złe. - stwierdziła, mierząc wzrokiem jego
oddalającą się sylwetkę.
   -ON - spojrzałam za nim. - Chyba nie ma równo pod sufitem - orzekłam.
   -Odezwała się zrównoważona! - szturchnęła moje ramię.
   -Czy kiedykolwiek powiedziałam ci, że jestem normalna? - oburzyłam się.
   -No...nie, w zasadzie to nie. - przyznała.
   -Właśnie - puściłam jej oko.






Chciałam z góry przeprosić za to, że rozdział niezbyt udany (bynajmniej moim zdaniem) ale resztę oceny pozostawiam Wam. Naprawdę, jesteście wielkie, że chce się Wam to czytać ;*
Proszę, proszę, proszę o jakiekolwiek komentarze !
Pozdrawiam ♥
Chelly

4 komentarze:

  1. Extra, z niecierpliwoscia czekamy na nastepny :DD :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Znam cie... Bardzo dobrze i wiem,że piszesz... Dopiero teraz miałam okazje to przeczytać... Mega super :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm... Naprawdę bardzo, bardzo cieszę się, że Ci się spodobało ♥
      Jednak może się przedstawisz? :D
      Byłabym wdzięczna :)
      Pozdrawiam
      Chelly

      Usuń

Dziękuję za każdy komentarz. To dla mnie bardzo ważne ♥