środa, 19 czerwca 2013

~1~ Tylko ja


   -Dobra, na dzisiaj koniec - sapnął.
Spojrzałam na zegar.
   -Jest trzecia – zauważyłam.
   -No to nie na dzisiaj. Na...wczoraj, można powiedzieć - nie protestowałam. Jedyne, czego teraz chciałam, to znaleźć się w łóżku.
Jakimkolwiek.
Byle by to było łóżko.
Z bólem jednak, musiałam zrezygnować z wtoczenia się (inaczej nie można było tego nazwać - nie w tym stanie) do pokoju. Włóczyłam nogami w stronę łazienki. Usiadłam na środku dywanu w kwiatki i powoli zdjęłam rękawice bez palców. Syknęłam, bo zapiekło niemiłosiernie.
   -O cholera - mruknęłam, widząc otwartą ranę na całej mojej dłoni.
   -Nie wygląda to za dobrze - Lulumay zmaterializowała się tuż obok. - Jak ty to sobie zrobiłaś? - uśmiechnęłam się krzywo.
   -To oparzenie - też skrzywiła się na te słowa. Wyciągnęłam z szuflady białej szafki apteczkę i zaczęłam obmywać ranę. Biorąc pod uwagę ból, jaki to spowodowało - nie był to zbyt dobry pomysł.
   -Nie igra się z ogniem - zauważyła.
   -Chyba, że jest się mną - uzupełniłam. 
Westchnęła tylko. Zdjęłam spodnie i zauważyłam wielką zadrę, biegnącą od kolana, aż do kostki.
Nie bolała, a to poniekąd dobry znak.
Krwawiła tylko.
   -Idę oglądać telewizję. Dobranoc - i tyle po niej.
Cała wpakowałam się do wanny. Wzięłam szybką kąpiel, zabandażowałam dłoń, przemyłam raz jeszcze nogę i doczołgałam się do pokoju.
Leżąc w łóżku, pozwoliłam rozbiegać się myślom na wszystkie strony. Między innymi, przypomniałam sobie wieczór, w którym poznałam Lulumay. I ten, w którym zgodziła się zostać moim duchem. Bowiem byłam czymś w rodzaju...
,,Szamanka” - mówili moi rodzice.
Ale tak naprawdę byłam też zwykłą dziewczyną. Wytresowaną dziewczyną.
Nie lubili, gdy tak o sobie mówiłam, ale było to po części prawdą. I doskonale o tym wiedzieli.
Ćwiczyłam od siódmego roku życia. Trenowałam dniami i nocami.
No i jeszcze duchy i te sprawy...
Dzisiaj ćwiczyłam (ćwiczyliśmy - w zasadzie) bez używania mocy, ale i tak ojciec bez swojego stróża był bardzo silny.
Nazywał się Gaori. Skubaniec, dobry był.
Ja i Lulumay stanowiłyśmy równie dobraną parę, co tata i Gaori (kto, nawiasem mówiąc nazwałby tak panterę?!).
Przysnęłam. Na chwilę wstąpiłam do jakiejś odległej krainy i gwałtownie się z niej wyrwałam.
Niezbyt przyjemne uczucie.
Siedząc prosto na łóżku, spojrzałam na swoje odbicie w lustrze.
Długie, bardzo długie, czerwone włosy. Wielkie oczy koloru kiwi. Blada twarz.
No i tatuaż rozciągający się od palców u prawej dłoni, poprzez ramię i szyję, na policzku kończąc. Przedstawiał taką...jakby winorośl. Nieznaną ani mnie, ani nikomu innemu. Urodziłam się z nim. Moja mama miała taki na nodze. Ponoć było to dziedziczne, czego byłam żywym dowodem...
Ubrana byłam w spraną bokserkę i wytarte spodenki.
To ja.
Tylko ja.
Ja - Xana Oliver.
Szamanka od siedmiu boleści.







Wiem, że krótki ten rozdział, ale pisałam to już dość dawno temu i ostatnio stwierdziłam, że fajnie byłoby dokończyć to opowiadanie. No więc pierwsze rozdziały będą dość krótkie, (może nawet takie, jak ten) ale już niedługo akcja się rozwinie... Już ja się o to postaram :PJak na razie mam nadzieję, że chociaż komuś się to podoba.Dziękuję za wsparcie Magdy - mojej ,,wiernej czytelniczki" ♥

Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy :*
Pozdrawiam

Chelly

5 komentarzy:

  1. Aż mi się słodko zrobiło jak wspomniałaś o mnie. Jak można nie być wierną czytelniczką, jak ktoś tak cudownie pisze? <3
    a co do rozdziału, w końcu się wyjaśniło o co chodzi, No chociaż w sumie nie do końca, przez co jeszcze bardziej chcę następnego rozdziału.
    Tego tematu jeszcze nie widziałam w żadnym z opowiadań, które czytałam, a było ich sporo. Orginalne. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Fantastyczny początek. Z takim opowiadaniem jeszcze się nie spotkałam. Na pewno będę wpadać :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestes boskaaa, nie przestawaj pisac *.* :* // Klaudia-Duska :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow.serioo swietne *.* :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaaaaarabiste ♥

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz. To dla mnie bardzo ważne ♥