-Hmm?
- mruknęłam nieprzytomnie znad miski płatków.
-Mówiłem
- zaczął ponownie ojciec - że dzisiaj do szkoły przyjdzie nowy
chłopiec... - nienawidziłam nowych. Boże, jak ja nienawidziłam
nowych. Wydawało im się, że są tajemniczymi outsiderami, a każdy
czeka tylko na to, aż łaskawie powiedzą coś o sobie. Jako córka
dyrektora, musiałam oprowadzać takich typków po szkole. Upuściłam
niechętnie łyżkę z powrotem do miski i jęknęłam głośno. Tata
położył przede mną kartkę z jego imieniem i nazwiskiem.
-Draco
Tammarow... - przeczytałam na głos. - Obcokrajowiec?
-Nie
- odetchnęłam z ulgą: tacy byli najgorsi. Przez te swoje
ultranowoczesne telefony nawijali jak szaleni w innym języku, a
potem uśmiechali się szeroko, widząc rozdziawioną buzię
przechodnia. W efekcie: plus 30% do ego naszego outsidera. Dobrze, że
chociaż tym razem to nie obcokrajowiec. Co nie zmieniało faktu, że
nie lubiłam nowych.
-Muszę
wiedzieć o nim coś jeszcze? - spytałam z nadzieją, że wielki pan
dyrektor Oliver pokręci przecząco głową. Przeliczyłam się
jednak.
-No
cóż...W zasadzie, to będzie chodził do twojej klasy - wyznał
ponuro, wiedząc jak to wpłynie na mój (już i tak zepsuty) humor.
Walnęłam głową o stół z głośnym (bardzo głośnym) jękiem.
Matka stanęła w progu i spojrzała na mnie z politowaniem.
-Nowy,
prawda?
-Yhy...
- podeszła i nachyliła się nade mną.
-Bądź
miła - przypomniała i ucałowała mnie w czoło.
-Jestem
miła – warknęłam, co na pewno nie potwierdzało moich słów.
Do
szkoły miałam dwa kilometry, które pokonywałam na deskorolce.
Jechałam już parę ładnych minut, gdy dołączyła do mnie moja
przyjaciółka. Stwierdzenie:
,,Przeciwieństwa
się przyciągają”, było tu jak najbardziej na miejscu.
Różniłyśmy się wszystkim. Absolutnie.
Anya
wyglądała jak te wszystkie piękne dziewczyny, których zdjęć w
internecie było pełno. Chodzi mi o te, które noszą stylowe
ciuchy, zabójcze wisiorki i
pastelowe sukienki.
A
ja...no cóż.
Wyglądałam
hmm...nietypowo. W końcu kto miał tatuaż na pół ciała i
naturalnie czerwone włosy?
Ubierałyśmy
się też inaczej.
Ona
nosiła zwiewne sukienki, spódnice z falbanami i sweterki. Ja
wolałam bluzy (włączając w to męskie) i dżinsy.
Ja
Conversy, ona Vansy.
Oczy
zielone, oczy brązowe.
Włosy
czerwone za pas, blond od ramion.Wyliczać
można by godzinami.
Zbliżyła
się na swoich rolkach.
-Hey
- rzuciła z promiennym uśmiechem.
-Cześć,
Ann.
-Stało
się coś? - tak dobrze mnie znała.
Spojrzałam
na nią jednym z tych spojrzeń, które odczytywała od razu.
-Dziewczyna? - spytała.
-Dziewczyna? - spytała.
-Nie - odparłam z ponurą miną.
-To
nie wszystko, prawda?
-Będzie chodził do naszej klasy... - podałam jej zmętą kartkę z nazwiskiem chłopaka.
-Będzie chodził do naszej klasy... - podałam jej zmętą kartkę z nazwiskiem chłopaka.
-Draco
Tammarow. Rosjanin?
-Nie. Tutejszy.
-Nie. Tutejszy.
-To
pół biedy - stwierdziła, a ja spiorunowałam ją wzrokiem. Po
dłuższej chwili milczenia, pochwyciła moją rękę. Spod rękawicy
bez palców wystawał skrawek bandaża. Syknęłam.
-Co
tym razem?
-Zadajesz
zbyt dużo pytań... - próbowałam ją spławić, ale wbrew pozorom,
z nią wcale nie tak łatwo.
-Trening?
- zgadywała.
-Widzisz?
Kolejne pytanie.
-Xana
- zaczęła ostrzegawczo.
-Oparzenie
– uległam. - ,,Nie wygląda to za dobrze” - jak stwierdziła
Lulumay.
-Bardzo
boli?
-Nie
- skłamałam.
-Czyli
jak cholera – skwitowała. Zaczęłam się śmiać.
-Niedługo
nie będę musiała się odzywać! Czytasz mi w myślach...
Stanęłyśmy
na parkingu, wyglądając za chłopakiem. Długo nie musiałyśmy
czekać.
Ruszyłam
w jego stronę pewnym krokiem, tłumacząc sobie, że przecież to
nic takiego. Był dobrze zbudowany i wyższy ode mnie. Miał brązowe,
opadające mu na twarz włosy.
-Draco
Tammarow? - stanęłam za jego plecami.
-Zgadza
się - przytaknął, odwracając się szybko.
-Xana
Oliver - próbowałam się uśmiechnąć. Przecież nic złego mi nie
zrobił - Oprowadzę cię po...
-Xana...jest
takie imię? - automatycznie stracił w moich oczach. A tak się
starałam...
-Słuchaj,
mam zły dzień, a ty mi nie pomagasz. Czy trzeba cię oprowadzić? -
błagam, nie.
-Chętnie
- uśmiechnął się znacząco. Udałam, że tego nie zauważyłam.
-Będziemy
chodzić do tej samej klasy...
-Czy
to przypadek, że dyrektor ma takie samo nazwisko? - przerywał mi.
Kolejne punkty ujemne. Widząc jego minę, można było stwierdzić,
że robi to specjalnie. Ewidentnie. I ma jeszcze z tego chorą
satysfakcję.
-Nie.
-Nie
widzę twojego stróża...
-Widocznie
nie jest przeznaczony dla twoich oczu. Twojego też tu nie ma.
-Och,
tak. On...poszedł pozwiedzać, można powiedzieć.
-Dobra,
pierwszą lekcję...
-Farbujesz
włosy? - doprowadzał mnie do szewskiej pasji.
-Ugh!
Nie!-obróciłam się na pięcie i odeszłam. Podbiegł do mnie.
-Daj
spokój! No, gdzie mamy pierwszą lekcję?
-Jesteś
wygadany. Poradzisz sobie.
-Bez
ciebie?! - dalej szłam szybkim krokiem, a on biegł obok. -
Przepraszam. -
powiedział.
-Wypchaj
się - prychnęłam.
-Błagam!
Nie obrażaj się! Pozwolę ci się oprowadzić po całym mieście,
proszę...
-Sęk
w tym, że nie mam najmniejszej ochoty! - przyspieszyłam. W pewnym
momencie stanął przede mną. Ledwo to zauważyłam, a on już
klęczał.
-Błagam
- powtórzył.
-Wstawaj
- syknęłam.
-Nie
- powiedział z uśmiechem. Wokół nas zaczęli zbierać się
ludzie.
-Wstawaj,
albo ci pomogę! - zniżyłam głos tak, aby inni nie usłyszeli.
-Nie,
dopóki nie zgodzisz się przyjąć moich przeprosin i oprowadzić
mnie po szkole - on się nie krępował. Przewróciłam oczami i
przykucnęłam obok niego, nadal wkurzona.
-Niech
ci będzie. Wstawaj! No, już!
-Tak
- powiedział, zanim zerwał się do góry. - Teraz mogę umierać
szczęśliwy.
Tłum
gapiów zaczął chichotać.
-Gratuluję.
Stałeś się właśnie ,,dziwadłem”. Od następnej przerwy inaczej
nie będą cię nazywać.
-Nie
bardzo mnie to obchodzi - stwierdził.
-I
dobrze. Tu masz plan - wręczyłam mu kartkę - Chciałbyś może
wiedzieć gdzie coś jest?
-Tak.
-Słucham...
- westchnęłam.
-Twój
dom - zamurowało mnie. Nie wiedziałam, co powiedzieć - Chciałbym
wiedzieć, gdzie znajduje się twój dom - powtórzył.
-A
ja chciałabym wiedzieć, po co ci ta informacja - wykrztusiłam.
-To
nieistotne. Powiesz?
-Eee...nie?
-Kiedy
zrobiłaś sobie ten tatuaż? - spytał, widząc, że lekko mnie
oszołomił.
-Ja...on
jest naturalny. Urodziłam się z nim - nim się obejrzałam, jego
palce śledziły wzory na mojej szyi i policzku. Chwyciłam jego
rękę, a on zawiesił na niej wzrok.
-Bandaż?
Co ci się stało?
-Nic
ciekawego. Chodź, bo się spóźnimy – upomniałam, rozkojarzona.
-Co
mamy pierwsze? - spytał pogodnie.
-Angielski
- stuknęłam palcem w jego plan.
-Da
radę - stwierdził.
,,Zapowiada
się bardzo długi dzień” - szepnęłam sama do siebie w głowie.
Gdy
na niego spojrzałam, uśmiechnął się zawadiacko, jakby czytał mi
w myślach, a to, co tam widział, bardzo mu się podobało.
No i tak już dobrnęliście do drugiego rozdziału. Jest Was niewielu, nawet bardzo mało, ale dopiero zaczynam. Mam nadzieję, że chociaż paru Was tu jeszcze przybędzie. Dziękuję za każdy komentarz. Wchodzę tutaj kilka razy dziennie i sprawdzam, czy jakiś się przypadkiem nie pojawił... To dla mnie bardzo, ale to bardzo ważne ♥
Pozdrawiam i dziękuję
Chelly
Fantastyczne, nie mogę doczekać się następnego.:-)
OdpowiedzUsuńCześć, chciałyśmy przeprosić z góry za spam :)
OdpowiedzUsuń"Zaczęłam zbliżać powoli swoją twarz do bruneta, gdy już zatrzasnęłam drzwi za nami. Lekko oblizałam wargę, po czym oboje złączyliśmy nasze usta w pocałunek. Najpierw było spokojnie, lecz po chwili nasze pocałunki stały się spontaniczne, zachłanne[...]"
Jeśli chcesz wiedzieć co wydarzyło się w nowym rozdziale to serdecznie cię na niego zapraszamy.
http://life-are-moments.blogspot.com/
Pozdrawiamy, Allie i Jamie ♥
świetny rozdział dawaj kolejny ;)/Dominika
OdpowiedzUsuńPo prostu SWIETNEEE ! :* // duska
OdpowiedzUsuń24 yrs old Software Engineer I Werner Wyre, hailing from Owen Sound enjoys watching movies like "Spiders, Part 2: The Diamond Ship, The (Die Spinnen, 2. Teil - Das Brillantenschiff)" and Book restoration. Took a trip to City of Potosí and drives a Chevrolet Corvette L88. przeczytaj
OdpowiedzUsuń